piątek, 29 listopada 2013

Find the way to the horse's soul

Jak już wcześniej pisałam, Dixan od czasu przeprowadzki zasypuje mnie niespodziankami. Dziś postanowił sprawić mi kolejną z nich ;) 

Na trening udaliśmy się na halę na której, jak się okazało, nie było nikogo. Od pewnego czasu Dixan w mojej obecności nie niepokoi się już tym, że w pobliżu nie ma innych koni. Jednak zupełnie pusta hala to dla nas nowość. Przejechaliśmy kilka wolt stępem dla rozgrzewki i oswojenia z lekko łopocącym dachem. Później kilka razy zakłusowaliśmy. 


Rozgrzewka(tu jeszcze z kantarkiem )


Całkiem niedawno rozmawiałam ze znajomym trenerem o tym, że marzy mi się spróbować za jakiś czas jazdy bez ogłowia lub choćby z użyciem linki balansowej  (cordeo). Piotrek powiedział wówczas, że jest to bardzo proste oraz że przyjdzie to szybciej niż się spodziewam. I stało się! Cała hala była tylko dla nas, postanowiłam więc skorzystać z tej okazji! Najpierw bardzo ostrożnie sprawdziłam w stępie "sterowność" ;) Wolty, slalom między pachołkami, zmiany kierunków, zatrzymania oraz cofanie - wszystko działało! :)  Dixan często przelizywał i ziewał, czułam też jak ładnie się rozluźnił. Postanowiłam więc zakłusować. W kłusie miałam troszkę gorszą sterowność przy woltach w prawo, więc teraz wiem nad czym jeszcze musimy popracować ;)
 



Ruszamy "na samej lince" :)


 Nigdy wcześniej nie próbowaliśmy jazdy bez ogłowia, toteż miałam trochę obaw, czy taka próba na hali to dobry pomysł. Dixan po raz kolejny uświadomił mi, że mogę mu ufać w każdej nowej sytuacji :) Wracając do domu pomyślałam sobie: "Dotrzyj do serca konia a powierzy Ci swoją duszę..." Od jak dawna tę duszę chciał ofiarować mogę się tylko domyślać...
Niestety z tej wspaniałej jazdy nie mam zdjęć... Dodaję natomiast kilka z kolejnych treningów bez kantarka


 


Cofamy



Przerwa na mizianki i chwalenie


.






 Uśmiech na koniec :) Przy Dixanie uśmiecham się coraz częściej ;)

niedziela, 3 listopada 2013

Another surprises

Minął ponad miesiąc od czasu zmiany stajni. Rany, jak ten czas szybko leci, gdy wszystko zaczyna się układać  ;) Dixan od przeprowadzki postanowił zasypać mnie masą niespodzianek. W zasadzie każda wizyta w stajni to kolejne niespodzianki :) Widzę, że wreszcie złapaliśmy dobry kontakt i bardzo mnie to cieszy. Nagradzam i rozpieszczam go  jak tylko umiem, ale jestem też w stosunku do niego konsekwentna i sporo wymagam. I chyba to właśnie był ten złoty środek, którego szukałam. Dixan lubi wyzwania, lubi się wykazywać, więc daję mu takie możliwości. A on za każdym razem pokazuje, że może i chce zrobić więcej ;) Ostatnio po treningu zajrzałam do niego do boksu podrzucić mu kilka jabłek. W pierwszej chwili ruszył do żłobu. Podeszłam do niego stanęłam na wysokości jego łopatki  i wykonałam gest podobny jak przy  cofaniu z użyciem linki (wcześniej ćwiczyliśmy to zadanie na lince). Dixan stojąc w boksie nie miał na sobie nic. Ani kantarka sznurkowego ani linki. Chwilę się zastanowił, po czym cofnął o trzy kroki, spojrzał w moją stronę i grzecznie czekał nie podchodząc już do żłobu. Pierwszy raz miałam odwagę wykonać coś takiego w boksie bez żadnej asekuracji jak linka czy stick (wcześniej coś takiego mogłoby zakończyć się ugryzieniem lub próbą wygonienia z boksu) ;) Wygłaskałam go, zostawiłam mu jabłka w żłobie i z uśmiechem od ucha do ucha opuściłam stajnię.



Tu jeszcze lekko niepewny...

 

***Sytuacja, którą opisałam powyżej, miała miejsce ok. 3 tyg. temu. Teraz jest to już u nas norma :)  i każde karmienie z moim udziałem tak właśnie wygląda :) Wchodzę do boksu Dixana z jedzonkiem bez linki, bata czy sticka (już się nie boję - choć według opinii pewnego doświadczonego trenera podobno miał mi skręcić kark) a on zna zasady  tej "gry" i co ciekawe w tej grze wygrywamy razem ;) ***

Tutaj już rozluźniony-gumowa warga się aktywowała ;) Tak - gumowa warga jest wspaniałym wskaźnikiem  stanu psychicznego Dixana ;)


Mogę też nieskromnie powiedzieć, że mam najwspanialszego konia jakiego tylko mogłam mieć! :D
Dixan pokazał dziś taką klasę, że aż serce rośnie z dumy :) Hucząca hala, deszcz bębniący o plandekę i fura koni szalejących na hali. Po minucie chodził jak "stary wyjadacz" i omijaliśmy w kłusie "bardziej zaawansowanych" jeźdźców i bardzo doświadczone konie. Jak to się stało?... tego my świeżaczki nie wiemy ;)



 

środa, 16 października 2013

Bye bye "mok" disease


Jakiś czas temu wspomniałam o grudzie, której Dixan nabawił sie w poprzedniej stajni. Sprawa była o tyle przykra, że miałam wtedy spory problem z poprawnych relacjach z nim, co wynikało z błędnej interpretacji pewnych jego zachowań oraz informacji z kursów JNBT. A to z kolei utudniało pielęgnację i doglądanie chorych nóg Dixana. Cała sytuacja wyglądała tak ...

Po powrocie z wyjazdu postanowiłam odwiedzić Dixana. Nie widziałam go całe 2 tygodnie. Mimo iż bardzo się za nim stęskniłam, bałam się jak zareaguje na moją obecność... Tymczasem moje obawy rozpierzchły się, gdy tylko zobaczyłam jego piegowaty zadek w oddali ;) Ku mojemu zaskoczeniu założenie kantara nie stanowiło większego problemu. Dixan nie kłapał zębami, nie próbował żadnych "sztuczek" i nie był zbyt reaktywny... Nastąpiła chwila konsternacji, która chwilę później ustąpiła mojej złości i poczuciu zawiedzenia. Dixan miał mocno spuchniętą tylną nogę praktycznie po staw skokowy i mocno na nią kulał. Dodatkowo wszystkie nogi były rozlegle zainfekowane grudą. Gruda (mok z jęz. holenderskiego) jest chorobą wynikającą ze złych warunków bytowych. Rozwija się w wilgotnym środowisku, np. u koni przebywających na błocie lub na brudnej i mokrej ściółce w boksie. Choroba musiała rozwijać się przez te dwa tygodnie mojej nieobecności, a mnie w tym czasie nikt nie poinformował o fatalnym stanie nóg Dixana :( Przy tak zaawansowanej infekcji czeka nas co najmniej miesiąc leczenia. Na całe szczęście poza opuchlizną nie wystąpiły inne powikłania. Dixan mimo bolesności nóg dzielnie znosi smarowanie lekami. Mam nadzieję, że ten fatalny obrzęk szybko minie.

Obecnie po ponad 2 miesiącach kuracji praktycznie pozbyliśmy się grudy. Zostały dwie niewielkie ranki, które jeszcze dosuszamy. Od czasu do czasu nawraca obrzęk tylnej nogi, ale jest coraz mniejszy. Wreszcie mogliśmy zakończyć kurację leczniczymi maściami i dokładnie oczyścić skórę z pozostałości leków. W tym celu udaliśmy się na myjkę. Pomysł moczenia nóg nie przypadł jednak Dixanowi do gustu i trochę podyskutowaliśmy w tej sprawie ;) Natomiast ku zaskoczeniu Dixana szorowanie nóg  ostatecznie okazało się całkiem przyjemnym masażem. Podczas mycia spróbował też po raz pierwszy napić się wody prosto z węża :)



Wiem co chcesz zrobić i wcale mi się ten pomysł nie podoba...





Natychmiast przestań mnie polewać !!! Przestań albo Cię ugryzę!!!







Nie gadam z Tobą... Najpierw mnie oblewasz wodą, a później  gadasz te swoje farmazony... "misiu pysiu"-myślałby kto...




Dobra jędzo, już nie dyskutuję... może jak będę grzeczny to, przestaniesz mnie w końcu polewać.




Ejjj to wcale nie jest takie straszne! Ten masaż nóg na koniec całkiem fajny. Gdyby tylko mnie tą wodą wcześniej nie polewała, byłoby idealnie ;)





Woooda!!! Ale mi się pić chciało...

No co się tak gapisz ;P ?   Nie widziałeś konia pijącego przez słomkę? ;)








piątek, 4 października 2013

Hello Autumn!!!

Zawitała u nas jesień. Liście powoli zaczęły się przebarwiać. Paskudne muchy i komary odleciały a słonko już coraz rzadziej zaszczyca nas swoja obecnością. Mimo to jesteśmy zadowoleni, jesień jest wspaniała :) Wraz z jesienią zaczynamy przygotowywać się do zimy. Czas wzmocnić odporność i wzbogacić posiłki o coś rozgrzewającego.  Zaopatrzyłam się więc w mesz, miód i nazbierałam owoców dzikiej róży. Natomiast moja kochana mama obdarowała nas koszami jabłek ze swojego sadu oraz pokaźnymi "wiechciami" ziół przydatnych na zimę i jesień. Dixan już miesiąc temu zaczął "wymieniać szatę". Według prognoz zima ma być bardzo ostra, więc wiedział co robi ;) .  Tak przygotowani i zaopatrzeni "nie boimy się zimy"... nic a nic :)
Ponieważ dzień był przyjemnie słoneczny, postanowiłam Dixana porządnie wyszczotkować by wyczesać wypadającą sierść i doczyścić go tu i ówdzie ;)



Jak widać szczotkowanie głowy i czyszczenie jej wilgotną szmatką nie jest takie straszne jak kiedyś było ;)

Podawanie nóżek do czyszczenia opanowaliśmy już do perfekcji, a strzałeczki są praktycznie wzorcowe dzięki naszemu nowemu kowalowi Piotrkowi, który poprawił to i owo :D

wtorek, 24 września 2013

Incredible surprise :)

Dziś spotkała mnie najwspanialsza niespodzianka!!!
Dixan powoli wdrażany jest do treningu. Jego nogi mają się już troszkę lepiej a obrzęki i strupki po grudzie powoli zaczynają znikać. Bardzo mnie to cieszy, bo wreszcie widzę jak wraca mu dobre samopoczucie. Trening był bardzo spokojny a Dixan bardzo ładnie i starannie wykonywał większość moich próśb. I mogę powiedzieć nieskromnie - cofania wychodzą nam genialnie! :) Zarówno z ziemi, jak i z siodła.


 
Ale to nie koniec miłych niespodzianek. Po treningu, podczas zmieniania opatrunków na nogach Dixana, dostałam od niego najprawdziwszego końskiego buziaka!!!  Niestety nie udało się uwiecznić tej chwili aparatem a szkoda, bo minę miał  przy tym genialną ;) Zamiast tego zamieszczam kilka zdjęć z treningu.

niedziela, 15 września 2013

*Troublemaker*

Dixan w treningu okazał się być twardym orzechem do zgryzienia...
Pierwsze join up zajęło Andrzejowi blisko 45min. Dixan miał zwyczajnie swoje zdanie i wolał być sam niż u kogoś w stadzie ;) Ale to nie koniec jego niesamowitych właściwości do "kreowania problemów".  Dixan co jakiś czas ma różne dziwne pomysły. Tym razem była to ucieczka. Jej plan okazał się całkiem skuteczny. Kiedy Andrzej przyszedł, by wziąć go w trening, zamiast konia zastał  pustą zagrodę i wyważoną furtkę ;) W tym czasie Dixan beztrosko stołował się z dala od stajni na polu u rolnika. Na całe szczęście Andrzej dość szybko dostał informację o tym, gdzie znajduje się zbieg, a że był to spory kawałek drogi, udał się po niego quadem ;) 

sobota, 14 września 2013

*A littlle bit of green grass*

W oczekiwaniu na trening postanowiłam osłodzić Dixanowi czas i zabieram go na małe spacery. Trawa już nieco wyrosła. Jest to świetna okazja by zabrać go z błotnistego padoku na małe co nieco i przyzwyczajać do dłuższego pasienia oraz pogłębić dalej nasze relacje :)
W czasie spacerów często spotykamy różne straszydła, ale Dixan bardzo szybko oswaja się z nowymi "potworami". Jak na konia surowego jest bardzo dzielny i odważny, co udowadnia w każdej możliwej sytuacji.

Rany!!! Jak tu zielono, a pozostali stoją tam daleko na błotnistym padoku...


Pierwsze kęsy soczystej trawy




Spacery są też świetną okazja do mini treningów. Tu ćwiczymy przeciskanie między drzewami

*The first breath of trust*

Zaufanie... Jest to spokój i poczucie, że nic złego nie spotka nas ze strony drugiej osoby. To coś nad czym należy ciągle pracować a łatwo jest utracić drobną niespójnością w swoim zachowaniu. Uświadomiłam to sobie, gdy Dixan czekał już w nowej stajni na trening przygotowujący go do pracy pod siodłem.
Nasz pierwszy miesiąc z Dixanem nie był usłany różami. Kastracja, pełne obaw treningi z wędzidłem w pysku. Do tego jeszcze sugestie i rady wielu osób, które choć życzliwe, wprowadzały tylko zamęt i niepewność. Nie spodziewałam się, że po tym wszystkim koń tak bardzo mi zaufa i tak szybko to okaże. A jednak! Jak mogliście już przeczytać, Andrzej Makacewicz przyjechał, aby zabrać Dixana na trening. I właśnie wtedy, kiedy wprowadzał konia do przyczepy okazało się, jak bardzo Dixan mi ufa i potrzebuje mojego wsparcia. Kiedy już prawie udało się Andrzejowi "namówić" Dixana, aby wszedł do bukmanki, ten jednak oglądał się na mnie niepewnie. Pierwszą nogę postawił na trap dopiero za moją namową. I tak Dixan weryfikował każdą kolejną prośbę Andrzeja spoglądając na mnie i jakby pytając, czy ja jestem tego samego zdania. Było to dla mnie niesamowitym przeżyciem. Uświadomiłam sobie jak wiele zdziałaliśmy przez te kilka tygodni, choć warunki do budowania więzi wcale nie były sprzyjające. Chwilę później naszła mnie jednak gorzka refleksja. "Zaufania nie kupisz, nie pożyczysz. Jest ono ofertą i co jeszcze bardziej istotne, ofertą obustronną." Na kursach jeździectwa naturalnego mówi się o wypracowaniu zaufania u konia, ale co zrobić gdy samemu nie ma się zaufania do swojego zwierzaka? Przez cały ten czas, spacery, praktycznie wszystkie czynności, przy których Dixan wychodził poza boks, towarzyszyło nam przecież wędzidło. Nie wiem, czym były podyktowane moje obawy. Strachem przed ugryzieniem, próbą ucieczki, brakiem kontroli? Były jednak na tyle silne, że postanowiłam skorzystać z tego kawałka zardzewiałego żelastwa. Wiem za to jedno. Zostałam obdarzona zaufaniem a sama odwzajemniłam się jego brakiem. Było to mocno krzywdzące dla Dixana, który przecież wykonał kawał dobrej roboty starając się dla mnie!

Dlatego w oczekiwaniu na zbliżający się trening, będąc już w nowym miejscu, postanowiłam to zmienić. Wędzidło zostało w poprzedniej stajni. My natomiast pokochaliśmy nasz czerwony halterek, z użyciem którego tak długo zwlekałam :)




Kochany brudasek ;)



 

wtorek, 10 września 2013

*The Horse Whisperer*





Dziś w naszym piegowatym życiu nastąpiły ogromne zmiany :)
Dixan pojechał do "szkoły" ;)

 
Bladym świtem, światła obcego samochodu rozświetliły drogę do Dixanowej stajni. Zawilgocone powietrze wibrowało od mruczącej pracy silnika. Chwilę później z auta wysiadł człowiek, który, o dziwo, mówił w jego końskim języku. Sugerował, że warto wejść do tej wstrętnej przyczepy, bo jest tam całkiem sympatycznie. Obsługa stajni przyglądała się z powątpiewaniem na to, jak na samym kantarze sznurkowym można wprowadzić prawie surowego konia do koniowozu.
Po małych oporach (i upewnieniu się przez Dixana czy jestem tego samego zdania co ów Pan) udało się :) I dziwnym cudem, bez wędzideł, kolców i tym podobnych akcesoriów rodem z sali tortur...
Mina Dixana przy wsiadaniu była bezcenna: "Ale jesteś pewna, że mam tam wejść z tym facetem??" Mój zbuntowany i nieco rozwydrzony młodzieniec, jak go podsumował  Andrzej Makacewicz z JNBT, ma też cudowną zaletę. Jest bardzo bystrym i pojętnym koniem, co przy okazji wsiadania do przyczepy zostało ubrane w żart:
"Konie uczą się na 3, Dixan uczy się na 2".
Eskortując koniowóz z moim Niuniusiem oglądaliśmy piegowaty zadek już z nieco z innej perspektywy. Teraz jest to nieco przerośnięty dzieciak, którego wcześniej uważano za "niebezpiecznego" gryzącego konia. Przez ten krótki czas od kiedy go mam, pracowałam nad oduczeniem go tej przykrej przypadłości. Teraz, przy wstępnej ocenie, Andrzej nie widział już takich tendencji, co ogromnie mnie ucieszyło. Tym bardziej, że niecałe 3 tygodnie wcześniej ugryzł stajennego i właścicielkę stajni, a do paru innych osób przymierzał swoje ząbki.
Dziś jego dawna karteczka, którą mu przypięto, została w tej samej stajni w której zostawił swoje śliczne odciski zębów, a my zaczynamy na nowo z czystą kartą ;)
Czekam z niecierpliwością na naszą kolejną wizytę u Dixana choć jestem pewna, że trafił w dobre ręce. Teraz "wujek Andrzej" wytłumaczy mu kim są człowieki i czego od koni mogą chcieć ;)





*The broken glass*

Dziś przyjechałam kontrolnie do stajni sprawdzić jak się mają Dixanowe nogi po werkowaniu.
Nogi miały się bardzo dobrze, ale to co zobaczyłam wchodząc do boksu Dixana mnie przeraziło.
Jedna z kilku wąziutkich szybek nad karmidłem Dixana wisiała na dwóch przekątnych rogach oparta jedynie o wnękę okienną. Tuż nad jego głową... wystarczyło by podniósł głowę i ją trącił a mogła by spaść mu na łeb lub nogi, kalecząc okrutnie, bądź wybijając oko. Na całe szczęście szybko zainterweniował właściciel stajni sprzątając szybę do której ja nie dałabym rady dosięgnąć. Zaczynam się martwić, czy aby jest tu wystarczająco bezpiecznie dla Dixana :(
Na szczęście do wyjazdu na  trening zostało tylko kilka dni...

We're back

Witajcie ponownie :)



Długo nic nie pisałam co się u nas dzieje.  Wynikało z wielu komplikacji i braku czasu na uzupełnienie naszych przygód, ale po zjedzeniu beczki soli znów jesteśmy chętni opowiadać co u nas słychać :)
W miarę możliwości czasowych dodamy też nasze zaległe przygody :)
Stare przygody oznaczone zostaną w tytule dodatkowo znakiem *
Enjoy ;)

 
 

*The mighty blacksmith*

Ta sprawa czekała na realizację już dość długo, Dixan miał bardzo przerośnięte kopyta. Wcześniej właściciel Dixana własnoręcznie strugał mu kopyta co przełożyło się niestety na ich złe  zkątowanie i wadliwe stawianie nóg. Niestety wizyta  kowala została przełożona na dalszy plan, ponieważ Dixan był bardzo niespokojny i wizyta kowala mogła się skończyć katastrofą. 2 tyg po kastracji Dixana zadzwoniłam do kowala specjalizującego się również w naturalnej pracy z koniem. I był to trafiony wybór. Pan Adam wykazał się dużym spokojem i cierpliwością. Zanim jednak  zabrał się do pracy miała miejsce dziwna sytuacja...  Stajenny- próbował uwiązać Dixana na uwiąz by się nie wiercił choć wiedział, że Dixan nie nauczony jest jeszcze stać na uwięzie. Koń zaczął  mocno odsadzać, stajenny naciagać uwiąz, stałam tam dosłownie sparaliżowana.  Chwilę później kowal krzyknął "Marian co Ty kurwa robisz" i wyprosił stajennego  z  "taką pomocą". Minęło kilka minut i uspokojony Dixan stał w samym kantarze a kowal oglądał Dixanowe kopyta i nogi. Przy pracy było trochę było przepychanek i podawanie tylnych kopyt wcale się Dixanowi nie  podobało. Ale małymi krokami udało się. Pierwotny stan kopyt był jednak na tyle odbiegający od normy, że większa korekta przed wysłaniem Dixana na trening mogła by zakończyć się kulawizną . Dlatego została wykonana delikatna korekta i ścięcie najbardziej przerośniętych części kopyta. Ja jednak widzę teraz kolosalną różnicę w stawianiu przez niego nóg.Choć dalekie jest ono od ideału ;) Pozdrowienia dla wszystkich czytelników od Dixana świeżo po pedicure ;)
Krzywe kopyta i mocno odginana do zewnątrz prawa noga jakiś czas przed korektą, niestety w dniu kiedy był kowal zapomniałam aparatu,żeby zrobić zdjęcia z efektem po pedicure ;)
 

niedziela, 12 maja 2013

The weekend company

W weekend mieliśmy gości w stajni. W sobotę byli u nas Jarek z Gosią. Dixana nie wyprowadzaliśmy na maneż, ponieważ po stajni kręciło się dużo osób i było straszne zamieszanie. Dixan miał więc tego dnia mały odpoczynek i chwilę głaskania w boksie.
W niedzielę odwiedziła nas Klaudia (właścicielka uroczego kasztana Heatwave'a z sąsiedniej stajni). Ku naszemu zaskoczeniu idąc razem na padok zastaliśmy Dixana biegającego z wędzidłem w pysku! Na moje zapytanie czemu koń od rana chodzi w wędzidle po padoku, otrzymałam  odpowiedź właścicielki stajni - "inaczej nie da się złapać". Gotowało sie we mnie, ale głupio mi było wdawać się w dyskusję w obecności gościa, by nie psuć i tak już lekko zkwaśniałej atmosfery. Poprosiłam tylko o sprowadzenie Dixana z pastwiska. Wieczorem jednak nie wytrzymałam i zadzwoniłam do stajennego prosząc o nie zostawianie konia na padoku z wedzidłem, bo jest to niebezpieczne. Następnego dnia otrzymałam od niego telefon, że Dixan cały dzień był na pastwisku, bo nie chciał zejść nawet na "obiad". Patrząc na bezradność i bezmyślność obsługi stajni dłużej nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Andrzeja Makacewicza z prośbą o wcześniejsze rozpoczęcie treningu.  Opowiedziałam mu o swoich "wrażeniach" i długo nie musiałam czekać. Andrzej zgodził się przyjechać po nas 2 tygodnie wcześniej :) Ten facet jest nieoceniony!

środa, 8 maja 2013

One step backward

Dziś, jak sądzę, nastąpiło zmęczenie materiału. Dixan wcale nie miał ochoty się koncentrować ani tym bardziej skupiać na tym co mam mu do przekazania. Wolał stać i podskubywać zeszłoroczną trawę, ostentacyjnie obracając się do mnie bokiem lub zadem. Nie było mowy o żadnym bieganiu, choć dla odpowiedniego gojenia rany ważny był ruch. Z pomocą przyszedł mi Grzegorz - właściciel stajni. Stwierdził, że nauczy mnie lonżować konia, bo źle to robię ;) Zaprezentował groźną minę, spojrzał w kierunku zadu Dixana i agresywnie machnął ręką niczym drapieżnik. Dixan zaczął powoli odangażowywać zad, a na twarzy Grzegorza pojawiło się zdziwienie. Po kilku próbach zakończonych podobnym efektem, zdenerwowany właściciel stajni zapytał: "Co ten koń wyprawia? Dlaczego krzyżuje tylne nogi i odkręca się do mnie przodem,  zamiast odejść na woltę?!"  Rozbawiona sytuacją wytłumaczyłam, że ja w inny sposób odsyłam konia na woltę a to, co wykonał, to odangażowanie zadu, którego uczyłam go dwa dni wcześniej używając do tego właśnie takich gestów. Zdziwiony doradził mi tylko, że trzeba Dixana przymusić do pracy, bo tylko to wybije mu z głowy głupie pomysły. Tere-fere... dziękuję za takie mądrosci :) Dixan wykonał dla mnie tego dnia kilka prostych ćwiczeń. Odesłany na woltę chodził. Wprawdzie leniwie, ale chodził. Jak na tak kiepski dzień to wystarczy :)

Little step is a big step

Delikatne promienie popołudniowego słońca działały kojąco na mnie i, jak sądzę, również na Dixana.
Spacerowaliśmy sobie leniwie po maneżu oglądając rozstawione przeszkody. Ćwiczyliśmy dużo elementów L1  z programu  JNBT. Było dużo głaskania, uśmiechu i luzu. Chociaż jego ostatnie dwa tygodnie z ludźmi nie należały do przyjemnych (przeprowadzka, kastracja, zastrzyki, mycie rany po zabiegu) i mocno podburzyły jego zaufanie oraz zainteresowanie człowiekiem wreszcie zaczęłam dostrzegać, że wraca mój "dawny" koń. Dixan II stanął na wysokości zadania. Ba, dostałam nawet nieco więcej niż oczekiwałam. W trakcie treningu sam zaczął opuszczać głowę. Dość szybko zrozumiał, co oznacza stick i jaką odległość zachowywać, aczkolwiek robił to niechętnie ;) Bardzo fajne były momenty, gdy się na mnie mocno koncentrował i powtarzał moje kroki, zatrzymania, a nawet ruszenia kłusem. Mam go niecałe 3 tygodnie i nie wyobrażam sobie, by mógł być trenowany w inny sposób jak metodami naturalnymi. Jeden trening dał nam dużo więcej, niż mogłam się spodziewać, pomagając jednocześnie w naszych relacjach.
 
 Cofamy :)
 
Chwila relaksu podczas trenigu. Dixan chyba zaczyna czuć się komfortowo w mojej obecności, bo coraz częsciej opuszcza przy mnie głowę :)
  
Zatrzymanie. Dixan na mój sygnał zatrzymuje się na tą samą nogę, co ja :)

wtorek, 7 maja 2013

A little gain

Wnioskuję, że wczorajszy dzień jednak przyniósł jakieś efekty. Być może Dixan potrzebował trochę czasu by zrozumieć to, co mu wczoraj usiłowałam wytłumaczyć. Chciałam tylko spokoju. Dziś był bardziej opanowany. Nie uciekał już przed "czymś". Pokazał jednak, że z szacunkiem do człowieka u niego kiepsko ;) i  nad tym intensywnie pracowaliśmy. Na koniec spaceru spokojnie stępował, co po ostatnich dniach było miłą odmianą. Korci mnie strasznie, by nie zakładać mu na "trening" wędzidła, ale się boję...

niedziela, 5 maja 2013

Honey, your mommy is back

Wróciłam pełna nadziei i optymizmu, z planem na lepsze jutro i całą pozostałą część czasu.
W związku z rekonwalescencją Dixana postanowiłam go zabrać na lonżę, by trochę się wybiegał. Wyprowadziłam go na plac i byłam przerażona tym co zobaczyłam. Koń ganiał jak szalony. Wyglądało to tak, jakby nie biegał z potrzeby biegania, a ze strachu. Raz po raz odrzucał nerwowo głowę i żadne moje prośby nie pomagały, by się wyciszył. Fizycznie był tuż obok, psychicznie gdzieś daleko uciekając przed własnym ogonem... Po ponad godzinie prób uspokojenia i dotarcia do niego bez większego (jak mi się wydawało) skutku, zrezygnowałam. Odstawiłam go do boksu ze łzami w oczach i wróciłam do domu.

piątek, 3 maja 2013

A new skill in horsemanship

Dixan II jest dzień po kastracji. Areszt boksowy mu nie służy, cała ściółka w jego boksie przypomina raczej  rozniesiony przez tornado balot słomy. Ja oczekuję jutra... Wybieram się do Lublina na kurs JNBT na poziomie L1-Zaufanie. Uczestnicząc wcześniej w JNBTowskim obozie zimowym na poziomach L1-L3 zobaczyłam tak niesamowite relacje jeźdźca z koniem, że postanowiłam wcielić to we własne i Dixana życie. 

Przez cały wyjazd (3 dni) pilnie się uczyłam i trenowałam z przydzielonym mi koniem. Natomiast wieczorami dzwoniłam do stajni i dowiadywałam się o samopoczucie Dixana.
Bis - przydzielony mi do treningu cudowny tarant w siwiźnie wiele mnie nauczył. Sporym plusem okazało się to, iż ma podobny do Dixana charakter :) Trening skupiał się na budowaniu zaufania w relacjach międzygatunkowych, by w kolejnych etapach sięgnąć po następne elementy idealnej układanki. Jestem pod ogromnym wrażeniem i po powrocie zamierzam wszystko z kursu wprowadzić w życie.

Gorące podziękowania dla Klaudii , która odwiedziła nas na szkoleniu i uwieczniła efekty naszych treningów na zdjęciach.
Tak podnosimy nóżki - "jednym paluszkiem"


eeej popatrz tam... (chwilę później popatrzył :))

Tak wygląda habituacja na różne dziwne i straszne rzeczy.

 
Niby odpoczywamy, jednak Bis cały czas jest skoncentrowany na mnie :)

czwartek, 2 maja 2013

A very sad "party"

Dziś Dixan był kastrowany.
Zastałam go z boksie z opuszczoną nisko szyją. Stał smętnie kiwając głową i próbował złapać dawny pion. Uparcie walczył z grawitacją, którą potęgowały resztki narkozy podanej do zabiegu. Patrzyłam na niego i wszystko mnie bolało, serce w szczególności. Jak to powiedział Andrzej - mój instruktor metod naturalnych, "będzie impreza na smutno". Wróciłam do domu. Imprezy nie było, za to było smutno. Więc wypiłam smutnego drinka i poszłam spać. I chyba o to w tej "imprezie" chodziło...

A new home

Wszystko wskazywało na to, że stajnia, którą wybrałam będzie idealnym domem dla Dixana.
Duże, trawiaste pastwiska otaczające piękną murowaną stajnię były chwilowo ciemnymi połaciami ziemi, które czekały tylko odrobiny słońca by wystrzelić zieloną trawą... Widziałam to oczyma wyobraźni. Dixana goniącego z radością po zielonej trawie brykającego, beztroskiego. Niestety, na wizjach się skończyło...
 
Trzeciego dnia "naszego" pobytu stało się coś, co stać się nie powinno... mała mulica z sąsiedniego wybiegu przeszła pod barierkami i zbałamuciła mojego kochanego Niuniusia. Dixan, czując się teraz prawdziwym mężczyzną pokazał ile ma w sobie testosteronu i ugryzł właścicielkę stajni i stajennego, którzy próbowali sprowadzić go z padoku do boksu. Następnego dnia znałam już blisko sto historii dotyczących tego, jak zostałam oszukana i że sprzedano mi narowistego, agresywnego konia, który na pewno krył, tylko właściciel mi nie powiedział o tym fakcie. Obsługa stajni nie podejmowała się już wyprowadzać go w samym kantarze. Musiał mieć zakładane wędzidło na czas przeprowadzania na pastwisko. Przyjęłam ten stan uznając, że faktycznie jego zachowanie było niebezpieczne, choć w głębi serca było mi niezmiernie smutno. Chciałam oszczędzić mu wszelkich przykrości i prowadzić go od samego początku metodami naturalnymi. Niestety, na trening do Andrzeja mogłam go wysłać dopiero po kastracji i zagojeniu ran, więc skazani byliśmy na czekanie i obecne w stajni metody. Dixan z dnia na dzień zaczął robić się coraz bardziej nerwowy a ja zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, czy rzeczywiście nie zostałam oszukana. Przecież koń i mnie straszył pierwszego dnia zębami... Wtedy podjęłam decyzję o wcześniejszej kastracji.

First journey

Dzień transportu Dixana zapowiadał się przekornie jak na początki wiosny.
Drobne, wirujące płatki śniegu z wolna zaścielały wąskie drogi dojazdowe do gospodarstwa. Zima - jednak wróciła! pieczołowicie chowając roztopowe kałuże pod coraz grubszymi śniegowymi pierzynami. W tak bajecznej oprawie dotarliśmy na miejsce...
 Nogi drżały mi. Nie wiem czy było to z zimna, czy z przejęcia. Po przywitaniu syn gospodarza zaprowadził nas do Dixana II. Koń  powoli wychylił głowę z boksu i wtedy delikatnie go pogłaskałam. Chwilę później zaczął coraz mocniej przysuwać do mnie głowę, a mając mój rękaw kurtki na wysokości kącika warg - CHAPS! - chwycił zębami za materiał  pociągając go mocno w swoją stronę. Lekko zaskoczona machnęłam ręką, żeby go odgonić. Koń odskoczył jak poparzony, by chwilę później dalej kombinować jak mnie złapać. Pomyślałam sobie: "no pięknie, dopiero teraz mi gagatku pokazałeś, co potrafisz!", ale jak się z czasem okazało, nie było to wszystko co potrafił...
Załadunek Dixana nie był przyjemnym widokiem, ponieważ z całych sił zapierał się przed oddzieleniem od stada. Z braku alternatywnych pomysłów przewoźnika został wprowadzony do przyczepy na dutce i wędzidle. Stojąc już w koniowozie manifestacyjnie odwracał głowę, by nie patrzeć na ludzi. A gdy już odkręcał łeb, patrzył z rozrywającym serce spojrzeniem mówiącym: "dlaczego mi to robicie?" Chwilę później, po pożegnaniu z gospodarzem wyruszyliśmy, by zawieźć Dixana do jego nowego domu...

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Like a bolt from the blue

Dzień wizyty był chłodny i błotnisty. Zalegające, pozimowe błoto na podwórku właściciela Dixana II połyskiwało w pierwszych wiosennych promieniach słońca. Sympatyczny gospodarz zaprowadził mnie do boksu,  w którym stał wielki, dumny ogier.
Koń po otwarciu boksu jednym prężnym susem wyskoczył na podwórko. Chwilę później widziałam już tylko jego nakrapiany zad,  który miarowo omiatał  swym czarnym ogonem idąc za właścicielem. Patrzyłam chwilę na jego wysoko uniesioną głowę i stałam przeszyta na wskroś jego niesamowitą urodą.
Koń ufnie i z zaciekawieniem spoglądał na mnie.  Nie był jeszcze skażony błędami popełnionymi przez człowieka. Nie był to dorosły,  poważny i doświadczony pracą pięcioletni koń a przerośnięty koński dzieciak, skory do zabawy i podskubywania.  Podeszłam do niego by zapoznać się z tym niesamowitym stworzeniem z bliska. Wcisnął chrapy w moje dłonie i mocno wciągnął powietrze.
Miałam wrażenie, jak bym rozumiała się z nim bez słów. Nie miałam wątpliwości. Ten koń był tym, którego szukałam, moją bratnią duszą zamkniętą w końskim ciele. Wrażenie to potęgowała jego niesamowita zdolność - mowa. Ten koń "mówił" spojrzeniem!
Spokojnie zniósł moje oględziny, ale bacznie obserwował co przy nim robię. Byłam pewna. To "ten koń". Pierwszy i ostatni jakiego chciałam oglądać. Kilka dni później złożyłam kolejną wizytę, tym razem z weterynarzem, aby upewnić się czy jest zdrowy (serce miałam w gardle). Po pozytywnym wyniku badania zawarliśmy umowę i ustaliliśmy termin odbioru Dixana II.


Na zdjęciu Dixan II z poprzednim właścicielem :)

The First Step

Zaczęło się bardzo niewinnie ;)
Ot, takie nic nieznaczące oglądanie ofert koni. Tak dla zabicia czasu nudnymi wieczorami...
i stało się. Mijałam się z tym zdjęciem wiele razy. Zachwycona urodą konia mimo wszystko rezygnowałam z wykonania telefonu do właściciela. Dlaczego? A to  z powodu zawrotnej (jak mi się wówczas wydawało) ceny za ów rumaka, będącego jeszcze w stanie surowym.