niedziela, 5 maja 2013

Honey, your mommy is back

Wróciłam pełna nadziei i optymizmu, z planem na lepsze jutro i całą pozostałą część czasu.
W związku z rekonwalescencją Dixana postanowiłam go zabrać na lonżę, by trochę się wybiegał. Wyprowadziłam go na plac i byłam przerażona tym co zobaczyłam. Koń ganiał jak szalony. Wyglądało to tak, jakby nie biegał z potrzeby biegania, a ze strachu. Raz po raz odrzucał nerwowo głowę i żadne moje prośby nie pomagały, by się wyciszył. Fizycznie był tuż obok, psychicznie gdzieś daleko uciekając przed własnym ogonem... Po ponad godzinie prób uspokojenia i dotarcia do niego bez większego (jak mi się wydawało) skutku, zrezygnowałam. Odstawiłam go do boksu ze łzami w oczach i wróciłam do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz