sobota, 14 września 2013

*The first breath of trust*

Zaufanie... Jest to spokój i poczucie, że nic złego nie spotka nas ze strony drugiej osoby. To coś nad czym należy ciągle pracować a łatwo jest utracić drobną niespójnością w swoim zachowaniu. Uświadomiłam to sobie, gdy Dixan czekał już w nowej stajni na trening przygotowujący go do pracy pod siodłem.
Nasz pierwszy miesiąc z Dixanem nie był usłany różami. Kastracja, pełne obaw treningi z wędzidłem w pysku. Do tego jeszcze sugestie i rady wielu osób, które choć życzliwe, wprowadzały tylko zamęt i niepewność. Nie spodziewałam się, że po tym wszystkim koń tak bardzo mi zaufa i tak szybko to okaże. A jednak! Jak mogliście już przeczytać, Andrzej Makacewicz przyjechał, aby zabrać Dixana na trening. I właśnie wtedy, kiedy wprowadzał konia do przyczepy okazało się, jak bardzo Dixan mi ufa i potrzebuje mojego wsparcia. Kiedy już prawie udało się Andrzejowi "namówić" Dixana, aby wszedł do bukmanki, ten jednak oglądał się na mnie niepewnie. Pierwszą nogę postawił na trap dopiero za moją namową. I tak Dixan weryfikował każdą kolejną prośbę Andrzeja spoglądając na mnie i jakby pytając, czy ja jestem tego samego zdania. Było to dla mnie niesamowitym przeżyciem. Uświadomiłam sobie jak wiele zdziałaliśmy przez te kilka tygodni, choć warunki do budowania więzi wcale nie były sprzyjające. Chwilę później naszła mnie jednak gorzka refleksja. "Zaufania nie kupisz, nie pożyczysz. Jest ono ofertą i co jeszcze bardziej istotne, ofertą obustronną." Na kursach jeździectwa naturalnego mówi się o wypracowaniu zaufania u konia, ale co zrobić gdy samemu nie ma się zaufania do swojego zwierzaka? Przez cały ten czas, spacery, praktycznie wszystkie czynności, przy których Dixan wychodził poza boks, towarzyszyło nam przecież wędzidło. Nie wiem, czym były podyktowane moje obawy. Strachem przed ugryzieniem, próbą ucieczki, brakiem kontroli? Były jednak na tyle silne, że postanowiłam skorzystać z tego kawałka zardzewiałego żelastwa. Wiem za to jedno. Zostałam obdarzona zaufaniem a sama odwzajemniłam się jego brakiem. Było to mocno krzywdzące dla Dixana, który przecież wykonał kawał dobrej roboty starając się dla mnie!

Dlatego w oczekiwaniu na zbliżający się trening, będąc już w nowym miejscu, postanowiłam to zmienić. Wędzidło zostało w poprzedniej stajni. My natomiast pokochaliśmy nasz czerwony halterek, z użyciem którego tak długo zwlekałam :)




Kochany brudasek ;)



 

1 komentarz:

  1. No cóż, rozumiem to aż nazbyt dobrze.Moje zwierzątko też dało mi nieźle popalić

    OdpowiedzUsuń