czwartek, 2 maja 2013

A new home

Wszystko wskazywało na to, że stajnia, którą wybrałam będzie idealnym domem dla Dixana.
Duże, trawiaste pastwiska otaczające piękną murowaną stajnię były chwilowo ciemnymi połaciami ziemi, które czekały tylko odrobiny słońca by wystrzelić zieloną trawą... Widziałam to oczyma wyobraźni. Dixana goniącego z radością po zielonej trawie brykającego, beztroskiego. Niestety, na wizjach się skończyło...
 
Trzeciego dnia "naszego" pobytu stało się coś, co stać się nie powinno... mała mulica z sąsiedniego wybiegu przeszła pod barierkami i zbałamuciła mojego kochanego Niuniusia. Dixan, czując się teraz prawdziwym mężczyzną pokazał ile ma w sobie testosteronu i ugryzł właścicielkę stajni i stajennego, którzy próbowali sprowadzić go z padoku do boksu. Następnego dnia znałam już blisko sto historii dotyczących tego, jak zostałam oszukana i że sprzedano mi narowistego, agresywnego konia, który na pewno krył, tylko właściciel mi nie powiedział o tym fakcie. Obsługa stajni nie podejmowała się już wyprowadzać go w samym kantarze. Musiał mieć zakładane wędzidło na czas przeprowadzania na pastwisko. Przyjęłam ten stan uznając, że faktycznie jego zachowanie było niebezpieczne, choć w głębi serca było mi niezmiernie smutno. Chciałam oszczędzić mu wszelkich przykrości i prowadzić go od samego początku metodami naturalnymi. Niestety, na trening do Andrzeja mogłam go wysłać dopiero po kastracji i zagojeniu ran, więc skazani byliśmy na czekanie i obecne w stajni metody. Dixan z dnia na dzień zaczął robić się coraz bardziej nerwowy a ja zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, czy rzeczywiście nie zostałam oszukana. Przecież koń i mnie straszył pierwszego dnia zębami... Wtedy podjęłam decyzję o wcześniejszej kastracji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz